Moje pierwsze 5 kilometrów

Przyszedł wreszcie lewy kierunkowskaz i teraz tył Stringa wygląda całkiem sexi: szeroka oponka, nowiutkie kierunkowskazy, pomalowane boczki. Założenie kierunku poszło mi całkiem sprawnie, bo wszystkie możliwe błędy już popełniłam przy montażu prawego 😉 . Odpaliłam go i chodził tak jakoś niemrawo, więc postanowiłam go trochę zostawić pyrkającego.

Po czym siadłam i przymierzam się do kierownicy. Przypomniałam sobie historię, jaką mi ktoś opowiedział, że „ktoś tam” po wypadku miał częściowo bezwładną rękę, ale zarzucał ją na kierownicę i jechał. No to też pomogłam ręce wylądować na kierownicy, pokręciłam na sucho manetką – da się? no da! Potem na jedyneczce popyrkałam do przodu – da się? no da! No to poleciałam do domu po kurtkę, rękawice i kask 😉

Obracając na sucho kierownicą wykazałam pewne braki w zasięgu ręki w ruchu na lewo, więc postanowiłam w lewo nie zawracać 😉 Raz musiałam, ale na bocznej drodze udało się na 3 razy hehe Po 5 kilometrach ręka mi opadła totalnie z sił, więc jazdy zakończyłam. Czuję się bosko 😉

p.s. właśnie dzwoniła jakaś Pani oglądać motocykl – już się boję, że się sprzeda…. aaaaaaaa 😉